piątek, 3 października 2014

Wystarczy miesiąc



Uwielbiam kolejki w Urzędach Pracy, zwłaszcza gdy jest lato i nie ma czym oddychać. Ludzie się niecierpliwią, są podenerwowani i lepiej milczeć niż narazić się na ich nieprzychylne spojrzenia. Dlatego też nie próbowałam przedostać się na początek kolejki, pomimo tego, że jako osoba niepełnosprawna mogłam. Nigdzie mi się nie spieszyło i miałam wyśmienity humor, bo nazajutrz wyjeżdżałam ze znajomymi na miesiąc do wynajętego domku na Mazurach. Byłam już nawet spakowana, a w torbach więcej miejsca zajmowały książki niż ubrania. W planach miałam czytać, czytać i czytać, no może międzyczasie spać i trochę pozwiedzać.
- Jagoda, twoja kolej. – głos mojej siostry - Ani - wyrwał mnie z rozmyślań.
Weszłyśmy do pokoju, a ja po przywitaniu się podałam numer karty i po raz kolejny złożyłam podpis nie oczekując żadnych ofert pracy. Niespodziewanie jednak pani za biurkiem wpatrująca się w jakąś kartkę, nie patrzą na mnie i chyba nie pamiętając, że siedzę na wózku przedstawiła mi ofertę pracy.
- Jest wolne stanowisko ochroniarza, jest pani zainteresowana?
Oniemiałam na chwilę, ale gdy spojrzałam na Ankę próbującą powstrzymać się przed wybuchnięciem śmiechem sama ledwo się opanowałam i w miarę poważnie odpowiedziałam urzędniczce.
- Nie sądzę, by zatrudnili mnie na te stanowisko, nie uważa pani? – specjalnie zaakcentowałam „te stanowisko” i zaczęłam śmiać się duchu gdy dotarło do niej, że właśnie strzeliła gafę.
- Przepraszam, nie pomyślałam, ja.. ja… - zaczerwieniła się i zupełnie nie wiedziała jak z tego wybrnąć. – Tak, ekchem, to chwilowo nie mamy nic dla pani…
- Tak myślałam, do widzenia za trzy miesiące. – pożegnałam się i czym prędzej wyszłyśmy, obawiałam się, że żadna z nas już długo nie wytrzyma i zacznie się śmiać w głos. Słusznie przypuszczałam, bo ledwo opuściłyśmy budynek i zaczęłyśmy chichotać jak wariatki.
- Siostra! Jak mogłaś odrzucić taką propozycję? Pomyśl, przechadzałabyś się po terenie i łapała złodziei.
- Ha ha ha ha,  jakbym jakiegoś przyłapała i krzyknęła „ochrona, proszę się zatrzymać”, nie miał by siły uciekać ze śmiechu. – otarłam łzy, bo aż się popłakałam z ubawu. – Ty! Ale skuteczna bym była! Wracamy, chcę tam pracować!
- Reszta skona ze śmiechu jak o tym usłyszy. – siostra cały czas chichocząc złapała rączki wózka i poszłyśmy na miasto po ostatnie zakupy przed wyjazdem.

***

W końcu nadszedł dzień wyjazdu. Ponieważ jedziemy w więcej osób Dawid załatwił większy samochód. Niby jedzie nas tylko siedmioro, a bagaży jest tyle jakby jechało z dziesięciu. Trochę nieswojo się czuję, bo będą dwie pary, moja mama no i ja oraz taki Rafał, którego nie zbyt dobrze znam, a Dawid żartuje sobie, że to przeznaczenie i pod koniec pobytu będziemy razem. Szczerze w to wątpię, Rafał jest fajnym chłopakiem, ale nie spojrzałby na mnie w tych kategoriach. Po za tym dobrze mi samej i nie spieszno mi do kolejnego związku. Pod czas jazdy oczywiście siedzieliśmy obok siebie, ale większość drogi spędziłam czytając książkę na czytniku lub ogólnie rozmawiając ze wszystkimi. Podróż minęła nam szybko, wesoło i bez żadnych komplikacji. Cieszyłam się z tego wyjazdu, bo po domku i w jego pobliżu mogłam poruszać się bez wózka, na kolanach, co dawało mi większą swobodę poruszania się.
- Jak tu pięknie i cicho. – stwierdziłam po dojechaniu na miejsce. Kiedy reszta przenosiła bagaże rozejrzałam się wokół domku, a potem weszłam do domku by się rozpakować i dowiedzieć co planujemy na resztę dnia.
- Maja, gdzie mnie umieściliście? – zapytałam przyjaciółki gdy się mijałyśmy w korytarzu.
- Ostatni pokój po prawej, tam masz wstawione niższe łóżko. Jak skończy się rozpakowywać to przyjdź do kuchni na kanapki, zaraz zrobię, bo ja się już rozpakowałam. Chłopaki z Anką pojechali po więcej jedzenia, wieczorem zrobimy ognisko.
- Ok, dzięki. – weszłam do swojego pokoju i zobaczyłam mamę zabierającą się za opróżnianie moich toreb. – Mamo, sama to zrobię. Połóż się albo idź do Majki.
- Dobrze, już idę.
Patrzyłam jak wychodzi, a potem ze śmiechem zaczęłam wyjmować swoje rzeczy i książki. Gdy skończyłam ogarniać swoją przestrzeń sprawdziłam czy łóżko jest wygodne i dałam znać kilku znajomym, że dotarłam i jak na razie jest spoko. Po tym poszłam do kuchni, bo już trochę zgłodniałam. Kiedy weszłam do pomieszczenia zauważyłam, że Maja i mama są na tarasie, rozejrzałam się za kanapkami i gdy zobaczyłam niżej talerz chwyciłam go i już chciałam do nich dołączyć, gdy zobaczyłam, że są na nim kanapki z samym masłem.
- Bardzo zabawne Majka! – krzyknęłam w jej kierunku ze śmiechem – Sugerujesz mi, że powinnam zacząć się odchudzać?
- Co? O czym ty mówisz? – przyjaciółka weszła do kuchni i gdy spojrzała na talerz zaczęła się śmiać. – Oj no, zagadałam się z mami i tak jakoś zapomniałam ci obłożyć.
Zrezygnowana pokręciłam głową i sama też zaczęłam zwijać się ze śmiechu podczas gdy Maja poszła naprawić swoją gafę.
- Dzięki za okazaną łaskę, o pani! – nabijałam się gdy podała mi obłożony tym razem chleb.

***

Gdy godzinę później wrócili pozostali, nasza trójka wciąż zaśmiewała się z wcześniejszej sytuacji. Mami, która jako jedyna potrafiła się uspokoić na tyle by normalnie mówić opowiedziała reszcie co się działo podczas ich nie obecności. Kiedy skończyła oni również zaczęli się śmiać i żartować z Maki i ze mnie. Żartom i docinkom nie było końca, a ja czułam, że ten wyjazd był nam potrzebny. Tylko nie bardzo wiedziałam co mam myśleć o zachowaniu Rafała, który odkąd przyjechali ze sklepu cały czas siedzi obok, dotyka mnie niby przypadkiem i mi się przygląda. Peszy mnie tym, a Dawid oczywiście udaje, że nie widzi, jak proszę go wzrokiem, by coś zrobił. Uduszę go kiedyś.
- No to my idziemy się rozpakować, a Jagoda i Rafał pochowają jedzenie.
Gdy usłyszałam jego słowa spojrzałam na niego z mordem w oczach i dałam do zrozumienia, że jest już martwy.
- On też musi się rozpakować, Majka mi pomoże. – gdy to stwierdziłam usłyszałam nagle obok siebie cichy męski głos i spojrzałam w stronę mówiącego.
- Żaden problem, chętnie ci pomogę. – powiedział patrząc na mnie dziwnym wzrokiem.
- Ok., to chodźmy. – podniosłam się ze schodka i poszłam do kuchni. Gdy usłyszałam, że wszedł za mną odwróciłam się i zapytałam. – Ty chowasz do lodówki, a ja do półek?
- Mi pasuje. – odparł z uśmiechem i zabrał się za wypakowywanie siatek.
- Super. – mruknęłam i też zabrałam się do roboty, ale po chwili ze śmiechem stwierdziłam. – Kurcze, przyjechaliśmy na miesiąc, a wy nakupowaliście jakbyśmy mieli tu być z dwa.
- To Ania, chciała jeszcze więcej, ale ją powstrzymaliśmy. – powiedział kucając blisko mnie i podając mi makarony dokończył. – To jeszcze trzeba schować do szafki.
Wrzuciłam je na półkę, zamknęłam szafle, kiedy się odwróciłam się i zobaczyłam, że Rafał jest w tym samym miejscu. Spojrzałam na niego pytająco, a on tylko cały czas mi się przyglądał. Poruszyłam się nerwowo i próbowałam wyminąć, ale złapał mnie za rękę i w końcu się odezwał.
- Możemy pogadać?
- A nie robimy tego właśnie? – zapytałam niepewnie.
- Możemy się przejść? Chciałbym pogadać z tobą na osobności. Proszę.
- Ok, ok. Ale nie daleko, bo chce sama… no wiesz.
- Jasne. – stwierdził z widoczną ulgą kiedy zgodziłam się na rozmowę. Wstał i przepuścił mnie żebym mogła wyjść.
- Za domkiem jest ścieżka, możemy nią pójść. – mówiąc to ruszyłam przed siebie. Szliśmy kawałek bez słowa aż w końcu on się odezwał.
- Rozmawiałem z Dawidem o tobie i…
- Co ten dureń ci na opowiadał? – zapytałam przerywając mu w pół zdania – Nieważne. Cokolwiek ci nagadał to cię wkręcał, wiesz jaki on jest. A jeśli kazał ci mnie niańczyć to nakopie mu do tyłka. Nie musisz dotrzymywać mi towarzystwa, serio dam sobie  radę, a…
- Jagoda! – przerwał mi stanowczo. – To ja chciałem z nim o tobie pogadać. Nie pozwalasz mi się do siebie zbliżyć, nie chcesz ze mą rozmawiać, a ja chciałbym cię bliżej poznać… Pytałem go co mam zrobić.
- Co… O czym ty mówisz? - spytałam zszokowana stając na środku ścieżki. – To jakiś żart? Bo jeśli tak, to mało śmieszny.
- Nie, to żaden żart. Chciałbym cię poznać, podobasz mi się, lubię cię, daj mi szansę, ok? Wiem, że nie szukasz nikogo i dobrze ci samej, ale możemy spędzić trochę czasu tylko razem?
Mówiąc to kucnął przede mną i patrzył mi prosto w oczy. A te jego spojrzenie! Przenikało mnie i sprawiało, że serce zaczynało mi bić dwa razy szybciej. Nie widziałam w nim nic po za obawą, nadzieją i szczerością, więc albo dobrze udawał, albo naprawdę chciał mnie bliżej poznać. Spojrzałam w bok marszcząc brwi i myśląc o tej całej sytuacji. Po chwili znowu spojrzałam na niego i kiwnęłam głową.
- Ok., możemy się poznać lepiej. Po prostu myślałam, że gadasz ze mną, bo przyjaźnie się z Dawidem i tyle. Nie lubię się napraszać więc… sam wiesz. – wzruszyłam ramionami. – Z czego się tak cieszysz? – zapytałam widząc uśmiech na jego twarzy.
- Nie wierze, że poszło mi tak łatwo, myślałem, że będę musiał kombinować jeśli się nie zgodzisz, a ty… Zaskakujesz mnie!
- Rafał, zgodziłam się na rozmowy, a nie bycie razem, opanuj się. – rzekłam ze śmiechem.
- Wiem, ale to już jakiś postęp. – odpowiedział pewnym głosem. – Wracajmy, zaraz będą rozpalać ognisko. – odwrócił się i dodał – Wskakuj na barana.
- Zapomnij, sama pójdę. – odwróciłam się i ruszyłam z powrotem.

***

Dwie godziny później ognisko trwało w najlepsze, a my na wzajem opowiadaliśmy o śmiesznych sytuacjach i  imprezach. Wspominaliśmy wszystkie zabawne akcje i cały czas wybuchaliśmy śmiechem. Nagle odezwała się Majka.
- Jagoda, a pamiętasz tą sytuację z pająkiem, co mami już spała?
- Błagam, tylko nie to. – jęknęłam
- No mów. – siedzący obok Rafał szturchnął mnie w ramie i uśmiechnął się przymilnie.
- No dobra. Raz jak Maja u nas była, to jak zwykle siedziałyśmy do późna, a mami dawno już spała. Kiedy szykowałyśmy się już do spania zauważyłam gigantycznego pająka, a że mam arachnofobię, to zaczęłam krzyczeć, mama niby zaczęła wstawać, ale robiła to tak niemrawo… Koniec końców Maja mnie uratowała, bo ja tego paskudztwa w życiu bym nie tknęła. – zaśmiałam się – Żartujemy teraz, że mógłby mnie ugryźć lub ktoś włamać się do domu czy mnie porwać, a mami spałaby dalej jak zabita.
- No jak to nasza mami. - Majka ze śmiechem podsumowała moją historyjkę.
- Ha ha, przypomniało mi się jeszcze jak zachciało nam się lodów po mojej imprezie urodzinowej, pamiętasz Maja?
- No pewnie!
- Słuchajcie, jest środek nocy, goście pojechali, my oglądamy filmy, no i mamy ochotę na lody. No to Maja poszła po dwa, a że po nocy nie szukaliśmy talerzyka dla mnie to mojego mi trzymała, a ja sobie jadłam, było ciemno więc nie zauważyłam, że na koszulkę spadły kawałki czekolady, mami rano patrzy i mówi „wygląda jakby ptak się na ciebie załatwił”. – gdy zobaczyłam zwijającą się ze śmiechu przyjaciółkę krzyknęłam oburzona i rzuciłam w nią pianką – Co się śmiejesz? To twoja wina małpiszonie.
- No co? Trzymałam go w lewej ręce…
Później Dawid zaczął wspominać swoją osiemnastkę, a ja nawet nie wiedziałam kiedy znalazłam się w ramionach Rafała. Było mi dobrze, czułam się bezpieczna i szczęśliwa. Wpatrując się w ognisko myślałam o kolejnych dniach, o tym co powiedział mi Rafał i o tym co czuję przy nim. Podoba mi się, ale nie wiem co on może widzieć we mnie…
Nie wiem nawet kiedy usnęłam. Poczułam tylko, że jestem niesiona, a chwilę później kładziona na łóżko. Poczułam delikatne muśnięcie policzka ustami i usłyszałam ciche życzenie dobrej nocy i ponownie usnęłam.

***

Mijają już dwa tygodnie naszego pobytu na Mazurach, a ja czuję się jakbym żyła w innej rzeczywistości. Dużo czasu spędzamy wszyscy razem, ale jeszcze więcej sami z Rafałem. Porywa mnie nad jezioro gdy tylko ma okazję. Dużo rozmawiamy, żartujemy, dokuczamy sobie. Otworzyłam się przed nim opowiedziałam o ojcu alkoholiku, o tym ile mi zabrał, jak ciężko było mi na nowo odbudować wiarę w siebie. Powiedziałam mu o uczeniu się samodzielności i oraz jak ważne jest dla mnie bym mogła żyć w miarę normalnie. Jest dobrym słuchaczem, nie lituje się na de mną i nie krzywi gdy muszę coś zrobić w dziwny sposób. Nie pyta co chwilę czy mi pomóc. Cenię to w nim i chyba zaczynam coś do niego czuć. Jest taki, słodki, czuły i spontaniczny. Dba o mnie.
- O czym myślisz, Jagódko? – mruknął mi do ucha obiekt moich rozmyślań i objął mnie siadając obok.
- A tak ogólnie, o tych dwóch tygodniach, o nas, o tobie. – odparłam z uśmiechem przytulając się do faceta, który w ciągu czternastu dni dowiedział się o mnie chyba wszystkiego.
- I co wymyśliłaś? – spytał pieszcząc moje ramię i dając buziaka w głowę.
- Dobrze mi tu, chciałabym zostać w tym miejscu, z tobą i całą resztą. – odchyliłam głowę i patrząc mu w oczy mówię dalej – Zaczynam czuć coś do ciebie, coś więcej niż tylko przyjaźń. Nie zepsujmy tego Rafał, ok? Obiecasz mi, że będziemy rozmawiać szczerze i pielęgnować to co się rodzi między nami?
- Obiecuję kochanie, za bardzo mi na tobie zależy by to zepsuć. – powiedział to z taką stanowczością i uczuciem, że mu uwierzyłam. A potem… pocałował mnie. Najpierw delikatnie, badając, poznając kształt i smak moich ust, a ja odpłynęłam, bo sprawił, że zapomniałam o wszystkim wokół nas…

***

Dzisiaj wracamy do szarej rzeczywistości, mamy wspaniałe wspomnienia i już zadecydowaliśmy, że za rok też tu przyjeżdżamy. Rafał dodał, że w tym samym składzie, a na moje stwierdzenie, że czas pokaże zareagował oburzeniem, bo śmiem wątpić w nasz związek. Dopiero pocałunkiem dał się udobruchać. Nie wątpię w nas, bo chociaż zdobył moje serce w miesiąc czuję, że to jest ten właściwy. Ale lubię go denerwować, słodko się złości. Wiem, że będzie różnie, ale chce być z nim, kocham go.


Prawdziwe życie to nie bajka ani książka ze szczęśliwym zakończeniem, to nie jest też film z muzyką w kulminacyjnych momentach, radosnych ani tych smutnych. Ale uwierzcie mi, że czasem, kiedy zupełnie się tego niespodziewany, los się do was uśmiechnie i możecie spotkać na waszej drodze miłość swojego życia, a wtedy żadne piosenki i specjalne scenerie nie będą wam potrzebne. Mi nie były, wystarczył Rafał.

sobota, 10 maja 2014

Szansa

Wczoraj spotkałam po raz kolejny tą dziewczynę, szczupła brunetka z włosami średniej długości. Wyglądała mi na dwudziesto kilkulatkę. Jej wzrok emanował spokojem, ale i wielkim smutkiem. Ciekawe co takiego przeszła, że zagościł w jej spojrzeniu. Zawsze siedzi na tej samej ławce i czyta. Co chwilę ma inną książkę, wiem bo od jakiegoś czasu ją obserwuję. Chyba to lubi, czytać, a nie to, że ją obserwuję. Widać, że przeżywa to co jest w nich zapisane. Nie wstydzi się śmiać i płakać, nawet czasem złorzeczy na jakichś bohaterów. Trochę to śmieszne chyba jest, no bo jak można ekscytować się czymś fikcyjnym? Tym razem miała ze sobą sfatygowany egzemplarz „Ani z Zielonego Wzgórza” Montgomery, była ona pozaznaczana wieloma karteczkami, na których było coś nabazgrane, chyba jej przemyślenia. Było widać, że czytano ją wiele razy, a i tak wyglądało jakby poznawała historię po raz pierwszy. Zachłannie pochłaniała kolejne zdania, niecierpliwie przewracała kartki… Do czasu aż podniosła głowę i spojrzała prosto na mnie i się odezwała.
- Pani mi się przygląda.
- Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać. - speszyłam się i spuściłam wzrok.
- Nie szkodzi, ale to nie jest pierwszy raz i pomyślałam, że się odezwę. - odpowiedziała ze spokojem i wydawało mi się, że z uśmiechem. Gdy odważyłam się na nią spojrzeć z ulgą ujrzałam uspokajający uśmiech.
- Tak. Może to dziwnie zabrzmi, ale fascynuje mnie pani, a raczej pani zachowanie. - odpowiedziałam nieśmiało i naglę zobaczyłam jak wybucha szczerym śmiechem.
- Przepraszam za ten śmiech, ale jeszcze nikt mi nie powiedział, że jestem dla niego fascynująca. Możemy przejść na ty? Staro się czuje jak ktoś mi pani mówi.
- Oczywiście, Elżbieta jestem, dla znajomych Ela.
- A ja jestem Aleksandra, dla znajomych Alex. Z tą fascynacją… Chodzi ci o to, że czytam?
- Nie, nie. Może nie do końca o to, że czytasz, ale o to, że nie boisz się okazywać tego co czujesz w trakcie czytania.
Alex spojrzała na mnie przenikliwie i nagle odpłynęła gdzieś myślami. Nie były one zbyt miłe, bo w jej oczach zamajaczył ból i rozpacz, emocje które od dawna widzę często u siebie. Po chwili się otrząsnęła i ponownie na mnie spojrzała.
- Wiesz, kiedyś w ogóle nie pokazywałam, że coś czuję. Prawdę mówiąc nic nie czułam wtedy. Po prostu funkcjonowałam z dnia na dzień… Tak jak ty teraz, prawda?
- Nie wiedziałam, że to aż tak widać. Innych udaje mi się przekonać, że jest wszystko porządku. - odpowiedziałam.
- Też cię obserwowałam. W twoim życiu wydarzyło się coś co cię złamało i teraz dzień po dniu niszczy. – stwierdziła bez ogródek.
- Ale… Ale… Skąd to wiesz? Przecież mnie nie znasz.
- Nie, nie znam cię. Ale miałam to samo. Jesteś cała spięta, niby ideał spokoju, a w środku chce ci się wyć tak mocno aby tylko wykrzyczeć ból. Udajesz przed wszystkimi, że się trzymasz, a gdy jesteś sama rozpadasz się na milion kawałeczków.
Boże, to prawda! Wszystko co powiedziała jest prawdą.
- Masz rację. Ale nie mogę! Staram się, ale nie daję rady. Próbuję nie myśleć o tym co było i żyć dalej, ale mimo tego, że minęło tyle czasu nie potrafię. - gdy skończyłam mówić poczułam łzy na policzku. Pierwszy raz od tamtego dnia zapłakałam. Przed obcą osobą, która jednak wydaje mi się, że mnie rozumie.
- Ela, mogę ci coś powiedzieć? - poczekała na moją zgodę i kontynuowała. - Wiem, że się nie znamy, że może posuwam się za daleko, ale… Gdy miałam dwadzieścia lat na moich oczach zginęli moi rodzice i narzeczony, świat mi się wtedy zawalił, nie potrafiłam normalnie funkcjonować. Bo ja też powinnam zginąć, tylko, że jak zwykle się spóźniłam. Nic po tym nie czułam. Odsuwałam wszystkich od siebie, aby tylko nie myśleć, nie czuć. To było straszne, nikt nie mógł do mnie dotrzeć i dziwie się, że ktokolwiek ze mną wytrzymał. Zapewne byłoby tak do tej pory, ale po dwóch latach los dał mi szansę. Ktoś mi pokazał, że trzeba pamiętać o tym co odeszło. Żyć dalej, ale nie zapominać przeszłości. Nie będę ci wkręcać, że wszystko poszło gładko. Miałam wzloty i upadki, początki były diabelnie trudne. Prawie zaprzepaściłam to co ofiarował mi los. A teraz? Nadal bywa, że mam ochotę wyć i zamknąć się w sobie, ale wiem też, że muszę żyć dalej, cieszyć się z każdego dnia i sprawić by ci co odeszli byli ze mnie dumni. Nie wiem co ci się przytrafiło i kiedy, ale wiem jedno. Nie odsuwaj się od wspomnień. Musisz się z nimi uporać, jeśli tylko to możliwe skupiaj się na tych pozytywnych. One dadzą ci potrzebną siłę… Nie patrz na to co ci mówią tylko pomyśl co czujesz, że musisz zrobić. Masz prawo być szczęśliwa, rozumiesz? Osoba lub osoby, za którymi tak tęsknisz nie chcą byś tak żyła, uwierz, oni pragną twojego szczęścia.
- To nie jest takie proste jak ci się wydaje…
-Wiem. - przerwała mi, a gdy ujrzałam jej wzrok zrozumiałam, że mimo innych tragedii, które nas spotkały ona rozumie co czuję. Naprawdę rozumie.
Minęły cztery lata od jego śmierci, a ja wciąż wegetuje. Może ta nieznajoma, Alex ma racje. Może powinnam zacząć o tym myśleć, zacząć działać. Przecież mam tyle radosnych wspomnień, pomyślałam.
- Przepraszam, Ela. Nie chciałam się wtrącać, ale twoja postawa i wzrok. Zobaczyłam siebie sprzed kilku lat i…
- Nie, w porządku. Tylko nie bardzo wiem co odpowiedzieć. To trochę dziwna sytuacja, nie sądzisz?
- Tak, nawet bardzo. - odpowiedziała ze śmiechem. - Dwie nieznajome kobiety rozmawiające w parku o… życiu. Wiesz, mimo wszystko mam nadzieję, że uda ci się wrócić do w pełni do życia. I, przepraszam, może jestem nachalna, ale ja tu zawsze czytam czekając na moją Szansę wracającą z pracy, więc wiesz gdzie mnie szukać.
- Dziękuję. Mogłaś mnie zignorować, zwrócić uwagę żebym się nie gapiła, a ty zaczęłaś ze mną rozmawiać. Tak po prostu. Okazałaś mi życzliwość. Zastanowię się nad tym co mówiłaś. Naprawdę.
- Cieszę się. – odpowiedziała z uśmiechem…

Potem rozmawiałyśmy jeszcze na wiele różnych tematów. Opowiedziałyśmy o swoim życiu, rodzinie, pracy, tak po prostu, jakbyśmy były koleżankami, które dawno się nie widziały. Nie wiadomo kiedy minęły nam dwie godziny i pojawiło się jej szczęście, które ma na imię Mikołaj i jest w Alex zapatrzony jak w lusterko. A ona… Pogodnieje przy nim jeszcze bardziej, on daje jej siłę by trwać. Dobrze, że go spotkała, taki człowiek jak ona zasługuje na szczęście… I chyba dobrze, że ja ją spotkałam, może to zabrzmi dziwnie, ale jedna rozmowa w parku dała mi nadzieję. Chyba nadszedł czas bym i ja dała sobie szansę…

piątek, 28 lutego 2014

Przepowiednia mamy



Odkąd pamiętała jej święta zawsze były naznaczone smutkiem. Każdego roku miała nadzieję, że te będą inne. Radosne i spędzone razem z rodziną, a nie każde osobno. Na nadziei się jednak kończyło. Co roku zawsze to samo. Wigilijny poranek był radosny: mama i tata budzili dzieci by te mogły ubrać choinkę. Nawet ona mogła to robić tam gdzie dała radę sięgnąć. Nie było wrzasków i wyrywania sobie bombek, łańcuchów i innych drobiazgów. Każdy miał swoje zadanie do wykonania. Po jej ozdobieniu była najweselszym i najdziwniej ustrojonym drzewskiem. Lecz nikomu to nie przeszkadzało, ważne, że dzieło, jak mawiała mama powstawało razem, w śród radosnych pisków i przekomarzaniu się. Lubiła patrzeć wtedy na mamę, na ten radosny błysk w jej oku, który tak rzadko się tam pojawiał. Po porannym rytuale rodzeństwo ubierało się w co popadło i zabierało za swoje zadani: chłopcy mieli nanosić drzewa i ośnieżyć podwórko, a ona wraz z siostrą szła do kuchni by pomóc w ostatnich przygotowaniach. W ich domu były etapy powstawania potraw, wszystko miało swój czas i miejsce. Najpierw robiło się to co mogło poleżeć, a na samym końcu to co musi być świeże. W wigilie trzeba było przygotować barszcz domowej roboty, sałatkę warzywną i makowca. Tak się jakoś przyjęło z tym ciastem… Do jej obowiązków należało przygotowanie wszystkiego do sałatki. Zajmowało jej to dwa razy dużej niż innym, ale mama nigdy nie miała nic przeciwko. Wiedziała, że jej najmłodsza pociecha potrzebowała takich chwil by poczuć się potrzebną. No i dzięki temu się uczyła. Zawsze wtedy głaskała ją po głowie z rozczulonym wzrokiem i mówiła „zobaczysz, że będzie dobrze”. A co robił tata gdy cały dom przygotowywał się do wyczekiwania pierwszej gwiazdki? Wychodził… co sprawiało, że innym psuły się humory. Bo oni już wiedzieli co będzie, już znali dalszy przebieg dnia. Dnia, który miał być jedyny w roku, a będzie taki sam. Ale dopóki nie wrócił na kolację tliła się w nich mała iskierka nadziei, która gasła wraz z jego wejściem, a raczej wtoczeniem się do domu. Pijany i cały mokry bełkotał coś o… w sumie nikt go nie rozumiał. Mama z smutnym westchnieniem prosiła by nakryli do stołu, a sama szła pomóc ojcu choć trochę otrzeźwieć przed wieczerzą. Dzieci robiły co mama kazała, ale już bez entuzjazmu. Szykowali się na to co ma nastąpić. Woń alkoholu, która nawet po kąpieli nie minie, wieczne docinki, że nic nie jest dobre i pokrzykiwanie. Ona zaś wiedziała, że znowu usłyszy te same gorzkie słowa wypowiedziane w ucho przy dzieleniu się opłatkiem, tak żeby tylko ona je słyszała. Miała tylko dziewięć lat, ale wiedziała, że tatuś jej nie kochał. Może gdyby nie ten…

***

Z rozmyśleń wyrwał Magdę dźwięk telefonu. Gdy spojrzała na wyświetlacz smutek z jej oczu momentalnie uleciał i już z radosnym uśmiechem przycisnęła guzik trybu głośno mówiącego, a następnie zieloną słuchawkę.
- Cze… - nie zdążyła się nawet przywitać gdy po pomieszczeniu rozniósł się radosny trel młodszej siostry jej… chłopaka. Nadal trudno było jej uwierzyć, że Kamil jest z nią od dwóch lat i akceptuje wszystko… nawet to - pomyślała szybko, zerkając na dół.
- Cześć siostrzyczko! Gotowa? Ojeju! Ja już dłużej nie wytrzymam! Strasznie cieszę się, że zgodziłaś się na ten wypad, bo bym chyba umarła! Nie mam trzech prezentów, skończył mi się papier do pakowania i… - dziewczyna przerwała na chwilę by posłuchać tego co mówi do niej męski głos. - Tata mówił, że podrzuci mnie pod centrum i pyta czy poradzisz sobie sama? Wiesz wszystko jest zasypane i takie tam… A mówiłam Ci…
Magda nie wytrzymała i wybuchła niepohamowanym śmiechem, a gdy się trochę uspokoiła powiedziała:
- Oj Kinia… - ale ta jej ponownie przerwał i oburzonym głosem stwierdziła, że ma na imię Kinga, a nie Kinia i że czeka pod centrum za pół godziny… poczym jak gdyby nic się rozłączyła.
Dziewczyna ponownie zachichotała i z czułością pomyślała o tej roztrzepanej nastolatce, która zawsze ją rozśmiesza i w jakiś dziwny sposób wie kiedy ma wkroczyć do akcji. Nawet teraz gdyby nie ona Magda nie wyrwałaby się ze szponów niewesołych wspomnień. Pokręciła szybko głową by pozbyć się resztki złych myśli i spojrzała na zegarek, a następnie na zdjęcie chłopaka stojącego na biurku. Pewny uśmiech, piwne oczy, z których biła pewność siebie oraz upór i kruczo czarne włosy. Jej mężczyzna. Za około sześć godzin znowu go zobaczy i tym razem już nigdzie nie wyjedzie. Kamilowi skończył się właśnie pół roczny staż w Anglii. Oboje się bardzo z tego końca cieszyli ponieważ ta rozłąka była straszna. Ale jeszcze trochę i wtuli się w jego opiekuńcze ramiona. Jej buntownik z trudnym charakterem przy niej stawał się opiekuńczy i czuły. Choć chuchał na nią i dmuchał potrafił postawić na swoim.
Nie ma co…Jak zaraz się nie zacznę zbierać, to młoda nie da mi żyć - zapisała dotychczasowy efekt swojej pracy na laptopie i go wyłączyła. - Żegnaj praco na tydzień - ponownie pomyślała z uśmiechem na twarzy. Po czym odhamowała wózek i odjechała nim od biurka. Przejechała przez korytarz i zatrzymała się przy drzwiach by się ubrać i sprawdzić czy wszystko ma. Gdy się upewniła, że niczego nie zapomniała z radosnym oczekiwaniem wyruszyła na zakupy, a potem…

***

Trzy, a może cztery godziny później w innej części miasta do jednego z rodzinnych domów wkroczyły dwie roześmiane i przemarznięte dziewczyny. Ta na wózku była prowadzona przez młodszą bo ona miała zajęte ręce. Trochę zaszalały na ostatnich zakupach i ich efekt piętrzył się teraz na jej kolanach. Obydwie pomknęły od razu do pokoju Kingi by nikt nie zobaczył tych cudowności. Po rozpakowaniu wszystkiego Magda udała się na poszukiwanie Pani domu. Pani Basia jak zwykle w Wigilię szalała w kuchni, ale gdy tylko zobaczyła wjeżdżającą dziewczynę swojego syna uśmiechnęła się do niej wesoło.
- Witaj, Madziu. - początkowo nie akceptowała nowego związku syna, ale z czasem się z nim pogodziła. Zobaczyła też, że ta mimo niepełnosprawności jest bardzo samodzielna i samowystarczalna. Zaimponowała jej swoim uporem. Oczywiście zdarzały się im kłótnie. Teraz są jednak święta no i wszystko ma się niedługo zmienić. Musi zaakceptować decyzje Kamila. Magda nie jest też taka zła. - Przetrwałaś zakupy z moją córką? Ta dziewczyna ma tyle energii, że nie wiem już czasem skąd ona ją bierze!
- Przetrwałam zakupy, zresztą lubię przebywać z Kingą. Jest taka energiczna i zadziorna. Pani dzieci… one dały mi nadzieję i siłę by walczyć. Nauczyli na nowo żyć i wierzyć, że jestem… Ale przecież Pani wie co ja myślę o tym wszystkim.
- Wiem, wiem - przerwała jej kobieta. – Nie rozmawiajmy jednak dziś o tym. Mamy święta i spędźmy je w rodzinnej atmosferze. Pomożesz mi trochę w kuchni, a potem pomogę Ci z fryzurą. Słyszałam Waszą rozmowę z Kinią. Różnie między nami bywa, ale lubię Cię i naprawdę możesz zwracać się do mnie w niektórych sprawach.
- Do…dobrze – wydukała zaskoczona dziewczyna. Ich stosunki się ostatnio poprawiły, ale żeby aż tak?

***

Obydwie kobiety zgodnie pracowały w kuchni kończąc wszystko powoli. Nagle młodszej ktoś zasłonił dłońmi oczy i zachrypniętym głosem powiedział
- Zgadnij kto? - To nie możliwe! - pomyślała! To już ta godzina? Już jest. Jej…
- Kamil - powiedziała z czułością głosie. Następnie poczuła tylko jak wózek się odwraca, a ona tonie w ramionach ukochanego. Przytuliła go z całej siły i… się rozpłakała. Miesięczna rozłąka sprawiła, że strasznie się za nim stęskniła.
- Dzieci, idźcie do pokoju Kamila i nacieszcie się sobą. Ja tu dokończę, a potem przyjdę Ci pomóc z włosami. - powiedziała do nich matka chłopaka z wyrozumiałym uśmiechem. Może jednak dobrze, że tych dwoje się spotkało... Ciekawe jak Magda zareaguje na rewelacje Kamila. - pomyślała wracając do pracy przy kuchni.

***
Magda dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jest niesiona i cicho zaprotestowała. - Posadź mnie z powrotem, sama pojadę do Twojego pokoju. - mężczyzna nic jednak sobie nie robił z jej słów tylko delikatnie musnął ją w usta i mocniej przycisnął do siebie. - Ani mi się śni, piękna. Już nigdy Cię nie wypuszczę. - Pomyślał wchodzą do własnego pokoju i siadając na fotelu. Zaczął studiować jej twarz jakby nie widzieli się nie miesiąc, a lata. Po chwili przygarnął ją do siebie  i czule pocałował.
- Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem - Wyszeptał po chwili z przyspieszonym oddechem.
- Ja za tobą też, mój mężczyzno - wymruczała wtulając się w niego wiedząc, że tu jest jej miejsce.
Para nie rozmawiała ze sobą, wiedzieli, że będzie jeszcze na to czas. Teraz liczyło się to, że są razem, że mogą się dotknąć, pocałować. Kolejne święta spędzone razem, które mogą stać się tradycją. Kamil głaskał ją delikatnie po plecach mrucząc coś do ucha, a ona z lekkim uśmiechem go słuchała. Uwielbiała te chwile gdy byli sami, zapominała wtedy nawet o niepełnosprawności. Czuła się taka szczęśliwa! Ale gdzieś w środku błąkała się myśl, że to tylko sen… Piękny sen.

Tak półgodziny później zastała ich Pani Basia już przebrana odświętnie. Wygnała syna by się trochę odświeżył i przygotował, a sama pomogła bujającej w obłokach dwudziestoczterolatce. Poczekała gdy ta się przebierała, a potem zabrała się za fryzurę i makijaż. Skoro to ma być jeden z piękniejszych dni dziewczyny niech czuje, że ładnie wygląda pomyślała.

***

Trochę później cała rodzina spotkała się przy stole wyczekując informacji od Kingi o pierwszej gwiazdce. Razem z nią przy oknie balkonowym stali zakochani patrzący na spadające płatki śniegu. Obydwoje się uśmiechali pogrążeni w swoich myślach. Nagle rozległ się radosny krzyk.
- Jest! Widzicie? Tam, tam! - wskazywał uniesiony palec podekscytowanej nastolatki.
- Widzimy, młoda. - odpowiedział Kamil puszczając dłoń ukochanej by chwycić za rączki wózka i podjechać nim do czekających już rodziców. - Chodźcie, rodzice czekają.

Wszyscy stanęli obok siebie i  każdy chwycił kawałek opłatka z talerzyka. Po czym zaczęło się składanie życzeń. Trochę wesołych, poważnych, wzruszających. Pełnych ciepła szczerości. Magdzie łzy stanęły w oczach i z żalem pomyślała o mamie, której już nie ma wśród nich, podobałoby się jej tu. Nie było dane jej jednak długo o tym myśleć bo Kamil zaczął składać jej życzenia patrząc głęboko w oczy, a ona zatraciła się w jego wzroku. Nie uroniła jednak ani jednego słowa z tego co powiedział, następnie przełamali się opłatkiem i pocałowali.

Gdy życzenia zostały złożone wszyscy w radosnej atmosferze siedli do stołu by zjeść. Trochę to trwało, każdy miał coś do powiedzenia i jedzenie odchodziło na drugi plan. Wokół stołu było głośno i wesoło, wszyscy się przekrzykiwali. Było swobodnie i… tak ciepło. Rodzinnie i szczęśliwie. Magda czuła się jakby to był jej dom i jej rodzina. Gwiazdki u rodziców chłopaka zacierały te z dzieciństwa. Gdy tak rozmyślała nie wiadomo skąd padło słowo „Kolęda”. W tym samym momencie wszyscy spojrzeli na nią z wyczekiwaniem.
- O nie! W tamtym roku ja zaczynałam! - jęknęła podenerwowana.
- Ale kotku, masz taki śliczny głos - przymilał się Kamil wiedząc, że jak ona się wykręci, to on będzie musiał zacząć. No i lubił słuchać jej głosu.
- Policzymy się później - syknęła cicho mu do ucha i po chwila zaczęła śpiewać swoją ulubioną kolędę.
- Cicha noc, święta noc,
Pokój niesie ludziom wszem,
A u żłóbka Matka Święta
Czuwa sama uśmiechnięta
Nad dzieciątka snem,
Nad dzieciątka snem…

Jakiś czas później jej chłopak stwierdził, że czas na prezenty. Trochę ją to zdziwiło, bo to była zawsze Kingi inicjatywa, ale nic nie podejrzewając ochoczo się z nim zgodziła. Szybko chwyciła to co miała dla nich i rozdała pakunki. Z oczekiwaniem patrzyła na twarze obdarowanych by upewnić się czy trafiła z prezentami. Jako mol książkowy zrobiła każdemu pakiet książek z tym co lubią. Tylko Kamil dostał co innego. W sam raz do nowej pracy. Ona sama też dostała książki, a do tego kosmetyki i piękny szal. Po rozpakowaniu wszystkiego kobiety pozbierały papiery i poszły zrobić coś do picia by wyczekiwać momentu gdy będą wyruszać na pasterkę. Gdy wróciły do pokoju Magda wyczuła panujące w nim napięcie.
- Magdaleno? - usłyszała.
- Tak?
- Jest coś jeszcze czego ci nie dałem - powiedział podenerwowany Kamil, podchodząc z nerwowym uśmiechem i klękając przed nią.
- Wariacie, co ty wyprawiasz? - zapytała trochę zdezorientowana.
- Ciii… Wiesz, że cię kocham i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie?
- Tak. Chyba tak.
- Kochanie, nie ma chyba. Jesteś moim powietrzem. Uwielbiam każdą chwilę spędzoną z tobą, nawet gdy się kłócimy. Ja… Magdaleno Dworek, kocham Cię. Wyjdziesz za mnie? - powiedziawszy to wyjął małe etui i je otworzył.
W środku był najpiękniejszy pierścionek jaki widziała. Delikatny, z błękitnym kamykiem. Magda była jednak tak zaskoczona, że nie mogła wydobyć słowa i tylko łzy zaczęły jej lecieć ciurkiem z oczu. No bo tego się nie spodziewała! To nie możliwe! A może?... Boże! On naprawdę to robi, klęczy przede mną i prosi mnie o rękę... Nawet nie wie...
- Wiesz… wolałbym, żebyś coś odpowiedziała za nim się rozpłaczesz - powiedział z czułością w głosie i zaczął osuszać jej twarz.
- Ty… ty..  nie żartujesz? – zapytała cicho i gdy to potwierdził krzyknęła to na co tak długo czekał. - Tak! Tak!

***

Magda siedząc już w kościele myślała o mamie, która zawsze wierzyła, że jej najmłodsza latorośl mimo przeciwnością losu będzie szczęśliwa. I miałaś racje mamo. Jestem szczęśliwa. Tak bardzo szczęśliwa. Teraz, mając Kamila nic nie będzie dla mnie straszne. Tylko szkoda, że ciebie tu nie ma. Wierzę jednak, że patrzysz na mnie i cieszysz się wraz ze mną. Kocham Cię i dziękuję za wszystko. Pomyślała i przytuliła się do siedzącego obok narzeczonego, który patrzył na nią roziskrzonym wzrokiem.