piątek, 28 lutego 2014

Przepowiednia mamy



Odkąd pamiętała jej święta zawsze były naznaczone smutkiem. Każdego roku miała nadzieję, że te będą inne. Radosne i spędzone razem z rodziną, a nie każde osobno. Na nadziei się jednak kończyło. Co roku zawsze to samo. Wigilijny poranek był radosny: mama i tata budzili dzieci by te mogły ubrać choinkę. Nawet ona mogła to robić tam gdzie dała radę sięgnąć. Nie było wrzasków i wyrywania sobie bombek, łańcuchów i innych drobiazgów. Każdy miał swoje zadanie do wykonania. Po jej ozdobieniu była najweselszym i najdziwniej ustrojonym drzewskiem. Lecz nikomu to nie przeszkadzało, ważne, że dzieło, jak mawiała mama powstawało razem, w śród radosnych pisków i przekomarzaniu się. Lubiła patrzeć wtedy na mamę, na ten radosny błysk w jej oku, który tak rzadko się tam pojawiał. Po porannym rytuale rodzeństwo ubierało się w co popadło i zabierało za swoje zadani: chłopcy mieli nanosić drzewa i ośnieżyć podwórko, a ona wraz z siostrą szła do kuchni by pomóc w ostatnich przygotowaniach. W ich domu były etapy powstawania potraw, wszystko miało swój czas i miejsce. Najpierw robiło się to co mogło poleżeć, a na samym końcu to co musi być świeże. W wigilie trzeba było przygotować barszcz domowej roboty, sałatkę warzywną i makowca. Tak się jakoś przyjęło z tym ciastem… Do jej obowiązków należało przygotowanie wszystkiego do sałatki. Zajmowało jej to dwa razy dużej niż innym, ale mama nigdy nie miała nic przeciwko. Wiedziała, że jej najmłodsza pociecha potrzebowała takich chwil by poczuć się potrzebną. No i dzięki temu się uczyła. Zawsze wtedy głaskała ją po głowie z rozczulonym wzrokiem i mówiła „zobaczysz, że będzie dobrze”. A co robił tata gdy cały dom przygotowywał się do wyczekiwania pierwszej gwiazdki? Wychodził… co sprawiało, że innym psuły się humory. Bo oni już wiedzieli co będzie, już znali dalszy przebieg dnia. Dnia, który miał być jedyny w roku, a będzie taki sam. Ale dopóki nie wrócił na kolację tliła się w nich mała iskierka nadziei, która gasła wraz z jego wejściem, a raczej wtoczeniem się do domu. Pijany i cały mokry bełkotał coś o… w sumie nikt go nie rozumiał. Mama z smutnym westchnieniem prosiła by nakryli do stołu, a sama szła pomóc ojcu choć trochę otrzeźwieć przed wieczerzą. Dzieci robiły co mama kazała, ale już bez entuzjazmu. Szykowali się na to co ma nastąpić. Woń alkoholu, która nawet po kąpieli nie minie, wieczne docinki, że nic nie jest dobre i pokrzykiwanie. Ona zaś wiedziała, że znowu usłyszy te same gorzkie słowa wypowiedziane w ucho przy dzieleniu się opłatkiem, tak żeby tylko ona je słyszała. Miała tylko dziewięć lat, ale wiedziała, że tatuś jej nie kochał. Może gdyby nie ten…

***

Z rozmyśleń wyrwał Magdę dźwięk telefonu. Gdy spojrzała na wyświetlacz smutek z jej oczu momentalnie uleciał i już z radosnym uśmiechem przycisnęła guzik trybu głośno mówiącego, a następnie zieloną słuchawkę.
- Cze… - nie zdążyła się nawet przywitać gdy po pomieszczeniu rozniósł się radosny trel młodszej siostry jej… chłopaka. Nadal trudno było jej uwierzyć, że Kamil jest z nią od dwóch lat i akceptuje wszystko… nawet to - pomyślała szybko, zerkając na dół.
- Cześć siostrzyczko! Gotowa? Ojeju! Ja już dłużej nie wytrzymam! Strasznie cieszę się, że zgodziłaś się na ten wypad, bo bym chyba umarła! Nie mam trzech prezentów, skończył mi się papier do pakowania i… - dziewczyna przerwała na chwilę by posłuchać tego co mówi do niej męski głos. - Tata mówił, że podrzuci mnie pod centrum i pyta czy poradzisz sobie sama? Wiesz wszystko jest zasypane i takie tam… A mówiłam Ci…
Magda nie wytrzymała i wybuchła niepohamowanym śmiechem, a gdy się trochę uspokoiła powiedziała:
- Oj Kinia… - ale ta jej ponownie przerwał i oburzonym głosem stwierdziła, że ma na imię Kinga, a nie Kinia i że czeka pod centrum za pół godziny… poczym jak gdyby nic się rozłączyła.
Dziewczyna ponownie zachichotała i z czułością pomyślała o tej roztrzepanej nastolatce, która zawsze ją rozśmiesza i w jakiś dziwny sposób wie kiedy ma wkroczyć do akcji. Nawet teraz gdyby nie ona Magda nie wyrwałaby się ze szponów niewesołych wspomnień. Pokręciła szybko głową by pozbyć się resztki złych myśli i spojrzała na zegarek, a następnie na zdjęcie chłopaka stojącego na biurku. Pewny uśmiech, piwne oczy, z których biła pewność siebie oraz upór i kruczo czarne włosy. Jej mężczyzna. Za około sześć godzin znowu go zobaczy i tym razem już nigdzie nie wyjedzie. Kamilowi skończył się właśnie pół roczny staż w Anglii. Oboje się bardzo z tego końca cieszyli ponieważ ta rozłąka była straszna. Ale jeszcze trochę i wtuli się w jego opiekuńcze ramiona. Jej buntownik z trudnym charakterem przy niej stawał się opiekuńczy i czuły. Choć chuchał na nią i dmuchał potrafił postawić na swoim.
Nie ma co…Jak zaraz się nie zacznę zbierać, to młoda nie da mi żyć - zapisała dotychczasowy efekt swojej pracy na laptopie i go wyłączyła. - Żegnaj praco na tydzień - ponownie pomyślała z uśmiechem na twarzy. Po czym odhamowała wózek i odjechała nim od biurka. Przejechała przez korytarz i zatrzymała się przy drzwiach by się ubrać i sprawdzić czy wszystko ma. Gdy się upewniła, że niczego nie zapomniała z radosnym oczekiwaniem wyruszyła na zakupy, a potem…

***

Trzy, a może cztery godziny później w innej części miasta do jednego z rodzinnych domów wkroczyły dwie roześmiane i przemarznięte dziewczyny. Ta na wózku była prowadzona przez młodszą bo ona miała zajęte ręce. Trochę zaszalały na ostatnich zakupach i ich efekt piętrzył się teraz na jej kolanach. Obydwie pomknęły od razu do pokoju Kingi by nikt nie zobaczył tych cudowności. Po rozpakowaniu wszystkiego Magda udała się na poszukiwanie Pani domu. Pani Basia jak zwykle w Wigilię szalała w kuchni, ale gdy tylko zobaczyła wjeżdżającą dziewczynę swojego syna uśmiechnęła się do niej wesoło.
- Witaj, Madziu. - początkowo nie akceptowała nowego związku syna, ale z czasem się z nim pogodziła. Zobaczyła też, że ta mimo niepełnosprawności jest bardzo samodzielna i samowystarczalna. Zaimponowała jej swoim uporem. Oczywiście zdarzały się im kłótnie. Teraz są jednak święta no i wszystko ma się niedługo zmienić. Musi zaakceptować decyzje Kamila. Magda nie jest też taka zła. - Przetrwałaś zakupy z moją córką? Ta dziewczyna ma tyle energii, że nie wiem już czasem skąd ona ją bierze!
- Przetrwałam zakupy, zresztą lubię przebywać z Kingą. Jest taka energiczna i zadziorna. Pani dzieci… one dały mi nadzieję i siłę by walczyć. Nauczyli na nowo żyć i wierzyć, że jestem… Ale przecież Pani wie co ja myślę o tym wszystkim.
- Wiem, wiem - przerwała jej kobieta. – Nie rozmawiajmy jednak dziś o tym. Mamy święta i spędźmy je w rodzinnej atmosferze. Pomożesz mi trochę w kuchni, a potem pomogę Ci z fryzurą. Słyszałam Waszą rozmowę z Kinią. Różnie między nami bywa, ale lubię Cię i naprawdę możesz zwracać się do mnie w niektórych sprawach.
- Do…dobrze – wydukała zaskoczona dziewczyna. Ich stosunki się ostatnio poprawiły, ale żeby aż tak?

***

Obydwie kobiety zgodnie pracowały w kuchni kończąc wszystko powoli. Nagle młodszej ktoś zasłonił dłońmi oczy i zachrypniętym głosem powiedział
- Zgadnij kto? - To nie możliwe! - pomyślała! To już ta godzina? Już jest. Jej…
- Kamil - powiedziała z czułością głosie. Następnie poczuła tylko jak wózek się odwraca, a ona tonie w ramionach ukochanego. Przytuliła go z całej siły i… się rozpłakała. Miesięczna rozłąka sprawiła, że strasznie się za nim stęskniła.
- Dzieci, idźcie do pokoju Kamila i nacieszcie się sobą. Ja tu dokończę, a potem przyjdę Ci pomóc z włosami. - powiedziała do nich matka chłopaka z wyrozumiałym uśmiechem. Może jednak dobrze, że tych dwoje się spotkało... Ciekawe jak Magda zareaguje na rewelacje Kamila. - pomyślała wracając do pracy przy kuchni.

***
Magda dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jest niesiona i cicho zaprotestowała. - Posadź mnie z powrotem, sama pojadę do Twojego pokoju. - mężczyzna nic jednak sobie nie robił z jej słów tylko delikatnie musnął ją w usta i mocniej przycisnął do siebie. - Ani mi się śni, piękna. Już nigdy Cię nie wypuszczę. - Pomyślał wchodzą do własnego pokoju i siadając na fotelu. Zaczął studiować jej twarz jakby nie widzieli się nie miesiąc, a lata. Po chwili przygarnął ją do siebie  i czule pocałował.
- Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem - Wyszeptał po chwili z przyspieszonym oddechem.
- Ja za tobą też, mój mężczyzno - wymruczała wtulając się w niego wiedząc, że tu jest jej miejsce.
Para nie rozmawiała ze sobą, wiedzieli, że będzie jeszcze na to czas. Teraz liczyło się to, że są razem, że mogą się dotknąć, pocałować. Kolejne święta spędzone razem, które mogą stać się tradycją. Kamil głaskał ją delikatnie po plecach mrucząc coś do ucha, a ona z lekkim uśmiechem go słuchała. Uwielbiała te chwile gdy byli sami, zapominała wtedy nawet o niepełnosprawności. Czuła się taka szczęśliwa! Ale gdzieś w środku błąkała się myśl, że to tylko sen… Piękny sen.

Tak półgodziny później zastała ich Pani Basia już przebrana odświętnie. Wygnała syna by się trochę odświeżył i przygotował, a sama pomogła bujającej w obłokach dwudziestoczterolatce. Poczekała gdy ta się przebierała, a potem zabrała się za fryzurę i makijaż. Skoro to ma być jeden z piękniejszych dni dziewczyny niech czuje, że ładnie wygląda pomyślała.

***

Trochę później cała rodzina spotkała się przy stole wyczekując informacji od Kingi o pierwszej gwiazdce. Razem z nią przy oknie balkonowym stali zakochani patrzący na spadające płatki śniegu. Obydwoje się uśmiechali pogrążeni w swoich myślach. Nagle rozległ się radosny krzyk.
- Jest! Widzicie? Tam, tam! - wskazywał uniesiony palec podekscytowanej nastolatki.
- Widzimy, młoda. - odpowiedział Kamil puszczając dłoń ukochanej by chwycić za rączki wózka i podjechać nim do czekających już rodziców. - Chodźcie, rodzice czekają.

Wszyscy stanęli obok siebie i  każdy chwycił kawałek opłatka z talerzyka. Po czym zaczęło się składanie życzeń. Trochę wesołych, poważnych, wzruszających. Pełnych ciepła szczerości. Magdzie łzy stanęły w oczach i z żalem pomyślała o mamie, której już nie ma wśród nich, podobałoby się jej tu. Nie było dane jej jednak długo o tym myśleć bo Kamil zaczął składać jej życzenia patrząc głęboko w oczy, a ona zatraciła się w jego wzroku. Nie uroniła jednak ani jednego słowa z tego co powiedział, następnie przełamali się opłatkiem i pocałowali.

Gdy życzenia zostały złożone wszyscy w radosnej atmosferze siedli do stołu by zjeść. Trochę to trwało, każdy miał coś do powiedzenia i jedzenie odchodziło na drugi plan. Wokół stołu było głośno i wesoło, wszyscy się przekrzykiwali. Było swobodnie i… tak ciepło. Rodzinnie i szczęśliwie. Magda czuła się jakby to był jej dom i jej rodzina. Gwiazdki u rodziców chłopaka zacierały te z dzieciństwa. Gdy tak rozmyślała nie wiadomo skąd padło słowo „Kolęda”. W tym samym momencie wszyscy spojrzeli na nią z wyczekiwaniem.
- O nie! W tamtym roku ja zaczynałam! - jęknęła podenerwowana.
- Ale kotku, masz taki śliczny głos - przymilał się Kamil wiedząc, że jak ona się wykręci, to on będzie musiał zacząć. No i lubił słuchać jej głosu.
- Policzymy się później - syknęła cicho mu do ucha i po chwila zaczęła śpiewać swoją ulubioną kolędę.
- Cicha noc, święta noc,
Pokój niesie ludziom wszem,
A u żłóbka Matka Święta
Czuwa sama uśmiechnięta
Nad dzieciątka snem,
Nad dzieciątka snem…

Jakiś czas później jej chłopak stwierdził, że czas na prezenty. Trochę ją to zdziwiło, bo to była zawsze Kingi inicjatywa, ale nic nie podejrzewając ochoczo się z nim zgodziła. Szybko chwyciła to co miała dla nich i rozdała pakunki. Z oczekiwaniem patrzyła na twarze obdarowanych by upewnić się czy trafiła z prezentami. Jako mol książkowy zrobiła każdemu pakiet książek z tym co lubią. Tylko Kamil dostał co innego. W sam raz do nowej pracy. Ona sama też dostała książki, a do tego kosmetyki i piękny szal. Po rozpakowaniu wszystkiego kobiety pozbierały papiery i poszły zrobić coś do picia by wyczekiwać momentu gdy będą wyruszać na pasterkę. Gdy wróciły do pokoju Magda wyczuła panujące w nim napięcie.
- Magdaleno? - usłyszała.
- Tak?
- Jest coś jeszcze czego ci nie dałem - powiedział podenerwowany Kamil, podchodząc z nerwowym uśmiechem i klękając przed nią.
- Wariacie, co ty wyprawiasz? - zapytała trochę zdezorientowana.
- Ciii… Wiesz, że cię kocham i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie?
- Tak. Chyba tak.
- Kochanie, nie ma chyba. Jesteś moim powietrzem. Uwielbiam każdą chwilę spędzoną z tobą, nawet gdy się kłócimy. Ja… Magdaleno Dworek, kocham Cię. Wyjdziesz za mnie? - powiedziawszy to wyjął małe etui i je otworzył.
W środku był najpiękniejszy pierścionek jaki widziała. Delikatny, z błękitnym kamykiem. Magda była jednak tak zaskoczona, że nie mogła wydobyć słowa i tylko łzy zaczęły jej lecieć ciurkiem z oczu. No bo tego się nie spodziewała! To nie możliwe! A może?... Boże! On naprawdę to robi, klęczy przede mną i prosi mnie o rękę... Nawet nie wie...
- Wiesz… wolałbym, żebyś coś odpowiedziała za nim się rozpłaczesz - powiedział z czułością w głosie i zaczął osuszać jej twarz.
- Ty… ty..  nie żartujesz? – zapytała cicho i gdy to potwierdził krzyknęła to na co tak długo czekał. - Tak! Tak!

***

Magda siedząc już w kościele myślała o mamie, która zawsze wierzyła, że jej najmłodsza latorośl mimo przeciwnością losu będzie szczęśliwa. I miałaś racje mamo. Jestem szczęśliwa. Tak bardzo szczęśliwa. Teraz, mając Kamila nic nie będzie dla mnie straszne. Tylko szkoda, że ciebie tu nie ma. Wierzę jednak, że patrzysz na mnie i cieszysz się wraz ze mną. Kocham Cię i dziękuję za wszystko. Pomyślała i przytuliła się do siedzącego obok narzeczonego, który patrzył na nią roziskrzonym wzrokiem.